Sprawa kuriozalna. Stoją dwa bliźniacze kamienice. Odległość jaka je dzieli to zawrotne w porywach 10m (słownie dziesięć metrów)

Jedna kamienica ma internet światłowodowy, druga do dzisiaj nie miała. 

Trwało to dwa lata. 

Żeby zlecić wspólnocie wszczęcie prac nad podciągnięciem Nas do XXI wieku (brzmi epicko, ale sprowadzało się to do arcy-trudnej czynności polegającej na wykonaniu telefonu do Orange) W tym miejscu odpowiem na niezadany pytanie. W Orange nie chcieli rozmawiać z klientem indywidualnym, jeśli jego mieszkanie znajduje się pod kuratelą spółdzielni. 

W końcu po roku zwodzenia za nos Orange namyślił się i w odparł, że w sumie to mu się tam nie chce podciągać kabla. Przypomnę o nieprawdopodobnej odległości dzielące nasze budynki. 

.

Następnym etapem było zlecenie zarządcy poszukiwań chętnych do zarobienia pieniędzy. Dwa miesiące w plecy. W końcu udało się wyłonić kogoś, komu chce się po przeprowadzeniu jednorazowej roboty pobierać comiesięczne wynagrodzenia).

Trzeba było teraz przekonać sąsiadów, którzy uczepili się miedzianego kabla Orange, że wielkie "O" ma ich gdzieś. 

Sam przerabiałem to na sobie i wiem, że czasami jesteśmy lojalni do porzygu. Nie mówię, że bycie lojalnym jest złe. Mówię, że nasza lojalność względem kogoś, kto świadczy NAM usługi, powinna trwać tak długo, dopóki ten ktoś o nas dba.

Kiedy udało się przekonać sąsiadów, że zostali wy!@chani i zostawieni na placu boju, by zamęczyć się wśród miedziowego internetu nadeszły czarne chmury. 

Bo przecież potencjalna zmiana wiąże się ze zmianą (wypadałoby podpisać Paulo Coelho, co nie?)

Bo wiecie... Nowa technologia wiąże się przecież z kablami, skrzynkami i dziwnymi ustrojstwami wiszącymi na korytarzu, które w znaczący sposób zaburzą estetykę, gdy spedzamy czas w mieszkaniu.

.

Oczami wyobraźni widzę już taką scenę jak sąsiadka wraca z siatami zakupów i nagle jej wzrok ze schodowych kafelek natrafia na małą skrzyneczkę. Jej oczy czerwienią się ze złości i z głośnym "KURW@" na ustach, rzuca siatami. Pomarańcze toczą się po schodach, kiedy ona w szale stara się podskoczyć na wysokość trzech metrów i oderwać ją od ściany. Mhm... estetyka ponad wszystko.

,

No ale w końcu udało mi się przekonać, że ekipa przecież nie będzie młotami pneumatycznymi nam pruć elewacji i na bank nie uszkodzi dachu, który właśnie wyremontowaliśmy. 

I teraz najlepsze. 

Odczekaliśmy 3 miesiące, bo w post-covidowej rzeczywistości jest przecież mniej rączek do podbijania papierków.

I jedziemy. Umówiłem się na oględziny kamienicy. Pan Właściciel AJC przedstawił projekt. Zarządca spółdzielni się łaskawie zgodził, przypomniałem Zarządowi, że też się tydzień temu zgodził i dostaliśmy zielone światło.

.

Firma, która podjęła się zadania nie ma swoich studzienek i musi zgłosić się do ich właściciela (czyli Orange) który, uwaga! musi się zgodzić na to by użył ich ktoś inny. Okazało się jednak, że studzienki nie są drożne i trzeba je mocno przeczyścić, ale! ponieważ należą one do Orange to, kwestia czyszczenia leży w jego obowiązku.

.

Kiedy już odczekaliśmy następne pół roku, bo przecież zezwolenia same się nie wydadzą. Ruszyły prace. 

,

Dwaj goście z AJC przyjechali i w ciągu tygodnia, przeciągnęli kabel do budynku oraz zdążyli rozprowadzić go po całek kamienicy. Co więcej zrobili to po mistrzowsku i tak estetycznie, że trzeba się nieźle wysilić, żeby dostrzec korytka z kablami (nie wiem czy sąsiedzi myśleli, że kable światło-wodowe prowadzi się w czymś o przekroju rynien). 

Można? Można.

.

Zamiast pastwić się nad złymi bohaterami (których, jeśli czytaliście moją książkę, staram się nie nazywać bohaterami) tylko pochylmy się w uznaniu nad prometeuszem postępu AJC!

Niech cała ta historia pomoże nam zrozumieć, jak jesteśmy problematyczni i skomplikowani. 

Jaką mamy skłonność do szukania dziury w całym i martwienia się na zapas. 

Jak dalece strach przed nowością upodobnił się do lęku przed utratą tego co znamy.

Jak nie potrafimy zaryzykować swojego swojego obrazu na poczet tego kim możemy się stać.

.

Jest jeszcze druga strona medalu, ale najpierw dygresja. 

Jeśli chcemy być bogaci, możemy mieć więcej, albo chcieć mniej. 

No więc ja wcale nie mam jakiś wygórowanych wymagań.  

Dlatego dwa lata temu mój kochany kuzynek pożyczył mi "na chwilę", swój zapasowy transfer 100GB. Starczyło na bajki dla dzieci i sporadyczne filmy (no bo kto przy dwójce małych dzieci ma czas i siły na takie luksusy.)

No więc ta "chwilka" się nieco przeciągnęła. Zakładałem, że proces przyłączania może potrwać maksymalnie 2-3 miesiące, tymczasem życie pisze swoje pokrętne scenariusze, a nam prostym robaczkom przychodzi odgrywać w nim drobne role.

Dość niepokojącą obserwacja na finał. Prowizorki działają dłużej niż powinny. I wtedy zastanawiamy się nad sensownością zmian. 

Ale warto!

Tymczasem!

Świecie wirtulny nadchodzę! (oczywiście jak znajdę chwilę czasu)

Na razie wykorzystam ten zawrotny transfer by oglądnąć sobie Jeźdźców smoków-ekipę ratunkowę w super jakości!