Takie bydle mi dzisiaj latało nad domem.
I chociaż widziałem go na żywo pierwszy raz w życiu nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że znam go całe życie.
W nieoczywisty sposób, pośrednio i niespecyficznie.
I tutaj musiałem zatrzymać swój potok myśli.
Jak to możliwe, że widząc coś pierwszy raz, nie widzimy tego jakim jest, tylko, najprawdopodobniej w obawie przed nieznanym, patrzymy przez pryzmat rzeczy znanych.
Jak pięknie by było widzieć rzeczy w ich czystej formie. Związki, relacje, ludzi.
.
Tymczasem wspinając się na dach z przewieszonym przez plecy aparatem, czułem się jak Kapuściński, choć w uszach miałem Rain Song, Led Zeppelinów.
Cieszę się przynajmniej, że mój mózg zapodał nieoczywisty utwór. W sensie.... nie "najpierwszy" o którym pomyślisz kiedy ktoś powie Led Zeppelin.
Łapcie więc go i wy.