Przeczytałem ostatnio, że człowiek uważał się za władcę Ziemi, więc ona podarowała mu Coronę. A ciężar władzy jest ogromny. Zesłała deszcz, który chociaż pokrzyżował plany na grila to oczyści atmosferę.

.

Uwielbiam gry strategiczne i RPG. I pluję sobie w brodę, że nie przewidziałem jak się rozwinie sytuacja. Może jakaś część mnie wierzyła nawet, że Chiny są przecież za daleko i to lokalne ciulstwo zostanie gdzie powstało. Tymczasem z dnia na dzień słyszę jak chińskie widmo coraz mocniej stuka w domowe drzwi. Jego siła jawi mi się w tym, że wywrócił mi wszystko domu do góry nogami, chociaż wcale do niego wszedł.  Mi… przecież ja w dzieciństwie chciałem założyłem agencję detektywistyczną. O święty Jeżu! Miałem nawet zamiar na dniach siąść do Disco Elysium, ale chyba sobie podaruję.

Vicente Blasco Ibáñez pisał o jeźdźcu na białym koniu, ubranym w barbarzyński strój i używającym łuku w celu rozprzestrzeniania śmiertelnych chorób zakaźnych. Jego kołczan wypełniony miał być zatrutymi strzałami, zawierającymi zarazki wszystkich epidemii.

No to patrzę przez okno jak spopularyzowana wersja pierwszego jeźdźca apokalipsy hasa mi pod blokiem i tak sobie myślę co po sobie zostawi? Nie mam jednak szansy dokończyć w spokoju swoich wizji, bo podirytowani sytuacją domownicy, skandują, że teraz ich kolej na patrzenie przez okno.

Mały metraż sprzyja zaognianiu konfliktów. Odpuszczam więc i siadam do komputera, ludzie przecież musieli od wczoraj wykombinować nowe sposoby walki z przymusową izolacją. YT, 9GAG i FB pękają już w szwach od „śmiesznych relacji. No to wnioskuję, że nie przywykliśmy chyba do spędzania tylu godzin ze swoimi dziećmi i małżonkami. Ale, że serio? To aż takie straszne? Przecież z tego co pamiętam, to jeszcze pól roku temu planowaliśmy wspólne wakacje, właśnie po to by mieć dla siebie więcej czasu? No hola hola, ale przecież nie tyle! Ja chcę już do pracy!

A może bez naszej rutyny trudno jest nam wytrzymać z samym sobą? Takie przymusowe postawienie przed lustrem by skonfrontować się z własnym słabościami. Sytuacja, w której postawieni jesteśmy sami przed sobą bez możliwości odłożenia tego na później i zagnani w róg bez możliwości ucieczki paradoksalnie umożliwia nam wielki retreat’em. Życie sprezentowało nam wszystkim taką trochę miejską wersję vipassany.

Skoro nigdzie się nie wybieramy i na chwilę nigdzie nie biegniemy, bo nie ma gdzie. Może warto na chwilę siąść i tym siedzeniem się zainteresować.